Janet – ofiara z czarnym pasem

Janet spędziła ostatnie trzy lata za granicą, jako lojalna małżonka, wspierająca swego męża w jego pracy na stanowisku menedżera jednego z amerykańskich przedsiębiorstw. Problem polegał na tym, że tak naprawdę nie miała ochoty być w miejscu, w którym się znajdowała.
– Czuję się przez cały czas stłamszona, ściśnięta – powiedziała, gdy rozmawialiśmy o tym, co takiego dzieje się w jej życiu. – Jest tu tak dużo ludzi! Chciałabym trochę przestrzeni dla siebie. Wiesz, mają tu nawet strażników, którzy wpychają cię do pociągów i metra. Dla mnie to klaustrofobiczne. Prawie przez cały czas czuję się bezradna.
– Bezradna? A z czym miałabyś sobie dawać radę?
– Z obroną samej siebie, to jedno. To przerażające, gdy naciska na ciebie tak wiele osób.
I oni nie ustępują. Tylko dalej napierają.
– Brzmi to dla mnie jak niezłe doświadczenie!
– O tak! Nie chcę tu być, ale Tom mówi, że jeszcze tylko trochę dłużej. Ale tak samo mówił, kiedy tu wyjeżdżaliśmy. “Tylko rok, kochanie, a potem mnie przeniosą. Muszę tu tylko rozkręcić biznes.” To było trzy lata temu! Mam dosyć tego miejsca. Chcę po prostu wrócić do domu.

– Powiedziałaś mi też, że nie za bardzo chcesz być tutaj, na tym kursie.
– No tak; wygląda to na kolejną sesję prania mózgu, gdzie żonie wciska się słodką gadkę, żeby jeszcze trochę dała radę z tym, jak jest. Mam dość bycia naciskaną,także w ten sposób.
– Brzmi to tak, jakbyś w swoim życiu była aktualnie bardzo często naciskana.
– Tak. Czuję się tak, jakby moje życie było całkowicie poza moją kontrolą. Jestem w kraju, w którym nie chcę być, nie mam żadnych przyjaciół ani więzi, nie mam co robić – nie znam języka – a teraz jeszcze jestem na tym kursie, gdzie jak mniemam mam wykazać entuzjazm wobec tego, co się dzieje. Można by rzec, że jestem ofiarą, nieprawdaż?
– Wiesz, teraz gdy o tym wspominasz, utrzymujesz taką bezradną pozycję, prawda? – spytałem. – Nie zmieniaj niczego, tylko opisz mi sposób, w który siedzisz.
Janet znieruchomiała.
– No, zobaczmy…Osuwam się w dół na sofie – swoją drogą, ciężko w niej usiąść prosto –
i trzymam ręce na kolanach. Stopy trzymam razem, w jakiś wyszukany sposób.
Przez większość czasu gapię się w podłogę – zaśmiała się. – Może zbyt długo jestem już za granicą.
– Co jeszcze zauważasz w sposobie, w jakim tu funkcjonujesz?
– Mój głos jest jakiś taki… cichy…
– A co wewnątrz? Czego tam jesteś świadoma?
– Hmm – jestem trochę przestraszona. Sfrustrowana. Czuję się w zamknięciu, jakbym chciała wydostać się z jakieś pułapki. Czuję się słaba. Wszystko krąży wokół tego, że tu gdzie jestem, jestem uwięziona

– Dobrze Janet, ważne żebyś wiedziała: nie otrzymałem żadnych instrukcji od szefa Toma, czy kogokolwiek z firmy, aby uczynić cię szczęśliwą w tym miejscu, w którym jesteś. Nigdy bym nie zaakceptował takiego ukrytego planu. Nie obchodzi mnie, gdzie żyjesz. Zależy mi natomiast na tym, żebyś znalazła sposób na danie sobie w życiu więcej przestrzeni i poczucia wolności. Wierzysz mi?
– Nie wiem…
– Myślę, że jest tu dla ciebie pewna szansa, nawet w samym środku tego “zakleszczenia”. Chcesz ją poznać?
– Chyba tak. Powiedziałeś, że to ja zarządzam tym, co się tutaj dzieje. Więc mogę powiedzieć Ci “stop” w każdej chwili, tak?
– Tak.
– Dobrze, to do dzieła. Od czego zaczniemy?

– Co cię najbardziej drażni w ludziach? Co sprawia, że chcesz od nich uciec?
– Oni są tacy nachalni…Prawie aroganccy, zawsze prą do przodu, nawet jeśli chodzi tylko o bycie pierwszym w jakiejś kolejce. Jest w nich coś nieuniknionego. Będą napierać, aż dostaną to, czego chcą.
– Jak sobie z tym radziłaś do tej pory?
– Próbowałam się nauczyć języka. Ale dla Amerykanów jest bardzo trudny. Nauczyłam się wystarczająco, żeby zrobić zakupy, co jest już prawdziwym sukcesem…O, no i uczę się Taekwondo odkąd tu przyjechałam.
– To bardzo skuteczna sztuka walki, prawda? Jaka jest dla ciebie?
– Stała się moim zbawieniem, naprawdę. W zeszłym miesiącu zdobyłam Czarny Pas.

– Czarny Pas?! W trzy lata?! Mój Boże, Janet, to nieprawdopodobne! Większości ludziom zajmuje dziesięć lat, żeby tak daleko zajść!
– Wiesz, wydaje mi się że byłam zmotywowana. No i miałam całe dnie, żeby ćwiczyć w Dojo.
Wciąż siedziała zsuwając się w dół z sofy, z rękoma na kolanach i spuszczonymi oczami. Wyglądała na słabą i bezradną. Pomyślałem sobie: “Jak ta kobieta może mieć Czarny Pas w czymkolwiek?!”
Zapytałem ją o Kata, pełne gracji ruchy, które mają na celu skoncentrowanie wojowników i szlifowanie ich umiejętności.
– Które Kata najbardziej lubisz?
Nazwała jedną i zaczęła ją opisywać słowami.
– Zaczekaj – powiedziałem. – Może zamiast mi o tym opowiadać, pokażesz mi to?
– Jasne.

Podniosła się z sofy, z wciąż przygarbionymi ramionami, i przeszła na środek pokoju z opuszczoną głową. Gdy tam stanęła, zamknęła oczy, wcisnęła jedną pięść we wnętrze drugiej dłoni, wzięła głęboki, powolny oddech, wyprostowała się jak struna, wypięła klatkę piersiową, cofnęła ramiona i otworzyła wolno oczy. Patrzyła na pokój tak skoncentrowana, że jej oczy wyglądały jak lasery. Stojąc tak, była uosobieniem rozluźnionej koncentracji i mocy. Skłoniła się delikatnie w jakiejś niewidocznej figurze (swojemu sensei czy nauczycielowi, jak sądzę). I wtedy zaczęła swoje ruchy, serię bloków i uderzeń rękami i nogami, jeden przechodzący w drugi, niektóre tak subtelne, że ledwo je zauważałem, inne tak szybkie, że rozmazywały mi się przed oczami. Jej stopy fruwały w powietrzu, obracała się wokół własnej osi, jej dłonie stały się oślepiającym wirem ciosów i bloków. Pozostawała cały czas w równowadze, jej oczy ani przez chwilę się nie wahały, nie traciła też widocznie kontaktu ze swoim centrum.
Zafascynowany, pomyślałem, że w tym stanie mogłaby pokonać każdego, kogo znałem (a znałem kilku wielkich, szybkich ludzi…). Byłem poruszony jej całkowitą koncentracją, mocą wyrzucaną na zewnątrz, bezwysiłkowym wdziękiem i głęboką siłą, którą emanowała.
“Wow!” – pomyślałem. “Gdzie się ukrywała ta kobieta?!”

Powoli zwolniła tempo i zatrzymała się, wracając do pozycji wyjściowej na środku pokoju. Ponownie przycisnęła jedną pięść do wnętrza drugiej dłoni, ukłoniła się lekko tej samej niewidocznej postaci, wzięła głęboki wdech, wydech i… na moich oczach jej ramiona opadły; opuściła głowę, usadziła się na sofie, pokornie składając dłonie, wyglądając jak bezradna postać bez życia.
– Wow! – powiedziałem. – To było coś. Dziękuję Ci, Janet.
– Tak – powiedziała tak cicho, że z trudem mogłem ją usłyszeć. – Fajnie tak robić.
– Fajnie? Hej, to jest niesamowite!
– Tak myślę – wymamrotała do kolana.

– Janet, ta kobieta, która tu przed chwilą była – dokąd poszła? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Co masz na myśli? – spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
– Ta kobieta, która wykonała te wszystkie ruchy. Gdzie sobie poszła, kiedy ty usiadłaś?
– …nie wiem.
– Jesteś świadoma różnicy? Różnicy pomiędzy tym, jaka jesteś gdy ćwiczysz Taekwondo, a tym jaka jesteś teraz?
– Nie, nie za bardzo…Teraz, gdy o tym wspomniałeś uświadomiłam sobie, że lubię przebywać w Dojo. Zawsze czuję się lepiej, kiedy stamtąd wychodzę.
– Jak się czułaś wewnątrz siebie podczas tego pokazu?
– O, wspaniale.
– A dokładniej – jak?
– Spokojna, silna, zdolna, skoncentrowana, bezpieczna…pełna życia!
– Jakby to było, gdybyś w tym stanie żyła przez większość czasu?
– O, to niemożliwe – spojrzała na mnie, jakbym powiedział coś absurdalnego.
– A dlaczego?
– No…to się zdarza tylko podczas ćwiczeń Taekwondo.
– A jaki jest cel Taekwondo?
– W obliczu jakiegokolwiek zagrożenia, móc obronić się przed zranieniem lub obrócić każdy atak na swoją korzyść.
– Brzmi to trochę podobnie do “być w centrum kultury, którą przez cały czas doświadcza się jako zagrażającą”.
– Ha! Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób. W pewnym sensie tak jest. W Dojo doświadczyłam ataków ze strony wielu mężczyzn, dużo większych ode mnie i – to trochę zawstydzające – prawie zraniłam kilku z nich. Jak to możliwe, że potrafię stawić czoła niebezpieczeństwu i sile w Dojo, nawet takiemu skierowanemu bezpośrednio w moją stronę, a nie potrafię tego zrobić w swoim codziennym życiu? Czy to nie dziwne?

Siedziała teraz na sofie, z szeroko otwartymi oczami. Zdecydowaliśmy się rozróżnić te dwie tożsamości, które były częścią Janet. Nazwała je Ofiara i Ta Silna. Opisała krok po kroku, jak zmienia swój stan z jednego w drugi. Aby to zrobić, musiała ten proces spowolnić, a następnie obserwować, co robi w tym czasie z oddechem, mięśniami, twarzą, oczami; wszystkie te drobne ruchy, które zmieniały się podczas transformacji z jednej Janet w drugą. Po chwili stała przede mną jako Ta Silna. Potem odwróciła przemianę. Zapytałem ją wtedy, czy potrafiłaby to zrobić w restauracji, na ulicy czy w domu.
– Myślę, że tak! Nigdy wcześniej nie robiłam tego świadomie.
Bawiła się tymi dwiema rolami, wchodząc w nie i wychodząc. Najpierw: “Przygotuj się, poznasz – tadam! – Ofiarę.”
Zgarbiła się, spuściła oczy, i stała się Ofiarą.

– Słuchaj – zasugerowałem – jakby wyglądała Ta Silna, gdyby tu siedziała? W jakiej pozycji siedziałaby na sofie? W jakim kontakcie byłaby ze mną?
Janet wyprostowała się, pewnie oparła obie stopy o podłogę. Spojrzała mi w oczy, nie w sposób wyzywający, ale mocny i jasny. Jedno ramię oparła o sofę, drugą rękę położyła na kolanie. Wyglądała na odprężoną, a zarazem gotową na wszystko.
– I jak się teraz czujesz?
– Wspaniale! Po prostu świetnie!

Kiedy Janet przyjrzała się swojej aktualnej roli żony i oparcia dla męża, odkryła, że jej uczucia bezradności wyrosły nie tyle z tłumów ludzi naciskających na nią, ale z braku zrozumienia ze strony jej partnera. Po prostu nie rozumiał, jak bardzo zależy jej na tym, żeby wrócić do Stanów. Czuła się bezradna w swoim związku z Tomem.
– Próbowałam mu pokazać, co to miejsce ze mną robi, ale on po prostu mnie zbywa. Nie chcę niszczyć mu kariery, on mówi że by się “wykoleiła”, gdyby wycofał się za wcześnie. Więc co mam zrobić?
– Kto z nim rozmawiał Janet, Ofiara czy Ta Silna?
– Ofiara, na pewno…Boję się, kiedy z nim rozmawiam. Wiem, że mnie nie będzie słuchał, zanim jeszcze zaczynam mówić!
– Kiedy masz pojedynek Taekwondo, wiesz kto wygra zanim zaczniesz?
Zaśmiała się.
– Ależ skąd! Wszystko jest kwestią dania sobie samemu oparcia; nie możesz dać się wytrącić z równowagi, czujesz płynącą energię i robisz co możesz. Pojedynek sam troszczy się o siebie!
– To brzmi dla mnie jak świetne podejście w związku z Tomem!
– To prawda.
– Janet, a jeśli przegrywasz sparing, jak się czujesz? Jak się oceniasz?
– Nie oceniam się za bardzo. Najważniejsza sprawa to to, jak dobrze poczuję przepływ energii, jak bardzo się odprężę. Jeśli wygrywa mój przeciwnik, to w porządku, pod warunkiem, że byłam odprężona i starałam się jak mogłam.

Kolejnego ranka Janet i Tom przyszli w świetnych humorach.
– Co się stało? – zapytałem.
– Otóż – rzekł Tom – wczorajszej nocy odkryliliśmy wszystkie karty. Janet powiedziała mi jednoznaczenie, że nie chce mnie zostawiać, ale może odejść jeśli nie zdoła mnie zmusić do tego, abym jej słuchał. To skutecznie przykuło moją uwagę, mówię wam!
Janet siedziała obok niego, spokojna i uważna.
– Następnie powiedziała mi, że wie jak ważna jest dla mnie ta posada, ale że to gdzie jesteśmy po prostu ją zabija. ”Co jest dla ciebie ważniejsze – ja, czy ta praca?”, zapytała mnie. Musiałem się zastanowić! Zwykle biorę ją na przeczekanie, wiesz, czekam, aż ona się wścieknie. Wtedy się oddala, a ja oddycham z ulgą. Ale tym razem nie odeszła. Stała przede mną i żądała odpowiedzi! Przez prawie dwie godziny!
– Serce mi waliło – powiedziała Janet – ale sterczałam tam, oddychając i skupiając się na mojej miłości do Toma i do siebie samej. Było to przerażające, ale zarazem ekscytujące. Wiedziałam, że coś nowego z tego wyniknie.
– Tak jest! – rzekł Tom. – Dla mnie to też było przerażające. Zdałem sobie sprawę, że muszę jej odpowiedzieć. Zbyt długo było dla mnie oczywiste, że ona będzie ze mną. Widzę to teraz.

Jak to się skończyło?
Tom zadzwonił do szefa i powiedział mu, że oczekuje przeniesienia w ciągu roku. Powiedziano mu, że on i Janet wrócą do Stanów najpóźniej za 10 miesięcy. To okazało się wystarczające dla Janet. “Mogę tyle wytrzymać” – powiedziała – “wiedząc, że jest światełko w tunelu. To naprawdę wiele wyjaśniło: nie chodziło o to, gdzie żyję, tylko o moją bezradność, którą sama sobie sprezentowałam. Przynajmniej nie muszę już więcej być bezradna w tym, że czuję się bezradna!”

Powyższy case study pochodzi z książki Johna Scherera pt. “Work and The Human Spirit”. Opisywane historie wydarzyły się na kursie EDI (Executive Development Intensive), który zaprojektował i prowadził John. W Polsce następcą EDI jest 3,5-dniowy kurs grupowy LDI (Leadership Development Intensive), prowadzony przez licencjonowanych trenerów Pathways.

Tłum. Dorota Kożusznik-Solarska

Comments are closed.