Od wyglądania dobrze do bycia prawdziwym

Większość pierwszego dnia kursu przywódczego Hanka spędziliśmy na przyglądaniu się temu, co chce osiągnąć. “Muszę rozwinąć umiejętność wyciągania tego, co najlepsze z tych, którzy mają niewystarczający wkład w pracę zespołu.” – powiedział. Wyglądało na to, że w pracy Hank dobrze radził sobie z gwiazdami, ale miał kłopoty z zarządzaniem pracownikami funkcjonującymi poniżej średniej.

Drugiego dnia, dotknęliśmy sedna.
– Zaskakuje mnie informacja zwrotna, jaką otrzymuję. – zaczął Hank. – Słyszałem już, że trzymam ludzi na dystans i że jestem nadęty. Jeden szef powiedział wręcz, że jestem arogancki. To z pewnością nie współgra z tym, co czuję w środku.
W swojej głowie, Hank zdecydowanie nie czuł się lepszy od kogokolwiek. Bardzo się starał zadowolić innych, wykonując swoją pracę jak najlepiej. Czasem bał się, że nie sprosta oczekiwaniom. Co takiego więc się działo, że ludzie odnosili wrażenie, że zadziera nosa?

Zapytałem go, czy jest świadomy tego, w jaki sposób mówi, formułuje zdania.
– Co masz na myśli? – zapytał. – Wyrażam się niegramatycznie, czy coś takiego?
– Ależ nie, wręcz przeciwnie. Niczego nie zmieniaj, ale po prostu przez najbliższe kilka minut posłuchaj siebie i zobacz, czy coś zauważysz.

Powiedział, że niczego nadzwyczajnego nie słyszy.
– Nie popełniłem żadnych błędów dykcyjnych.
– O to chodzi? – zapytałem. – O popełnianie błędów w wymowie? To, co ja zauważam,
nazwałbym twoim byciem ostrożnym w wypowiadaniu się. Wydajesz się dobierać uważnie słowa, jakbyś pisał wypracowanie z angielskiego albo przemawiał przed Kongresem. Rzadko używasz języka potocznego, mówisz pełnymi zdaniami. Nie jest to spontaniczna mowa, tylko wyważona. Czy to ci się z czymś kojarzy?
– Nie chciałbym używać ubogiej gramatyki…
Spojrzał na mnie z ciekawością. Co by się stało – zapytałem – gdybyś jej użył?
– Ludzie mogliby pomyśleć, że jestem głupi, albo że pochodzę z gorszej dzielnicy, albo coś w tym stylu.
– A skąd ci się to wzięło?! Pochodzisz z gorszej dzielnicy?…
Długa pauza. Spojrzał za okno, jego uwaga gdzieś odpłynęła. Kiedy zaczął mówić, mówił powoli, cicho i jeszcze bardziej rozważnie niż wcześniej.
– W pewnym sensie, pochodzę z takiego miejsca. Moi rodzice byli dobrymi ludźmi, ale mój ojciec był robotnikiem… mogę chyba powiedzieć, że byliśmy biedni. Mieliśmy mały domek – prawie barak tak naprawdę. Często się tego wstydziłem. W końcu mój ojciec dostał lepszą pracę i udało nam się przeprowadzić do małej własności. Moi rodzice dali mi szansę pójścia do prywatnej szkoły nieopodal. Nie bratu – tylko mnie. To było tak jakby chcieli, żebym się wyrwał w imieniu ich wszystkich…
Zaczął łkać.
– Zrobili to dla mnie…a ja czułem, że muszę się spisać… dla nich…

Dzieci w szkole śmiały się z Hanka – z jego ubrań, mowy, ze wszystkiego. Najpierw był zdruzgotany, czuł, że tam nie pasuje. A potem się wściekł. Powiedział sobie: “Nie dam się im! Wzniosę się ponad to. Stanę się tak dobry jak oni, albo nawet lepszy!”

Od tego czasu, Hank stał się menedżerem. Za każdym razem, gdy wchodził do pokoju, zarządzał wewnętrznym dialogiem – “Dobra kolego, nie sknoć tego. Nie daj im ani jednego powodu do krytyki. Ubieraj się lepiej niż oni, wysławiaj się lepiej od nich, rób wszystko poprawnie. Zero błędów. Zero potknięć. Nie dekoncentruj się. Jeśli wyeliminujesz każdy potencjalny powód do krytyki, nie będą mogli cię zranić.” Tak myślał. Działało.

Został wybrany przewodniczącym klasy i miał świadectwo z paskiem. Kiedy ukończył szkołę i zaczął pracować dla firmy z listy 100 najlepszych według magazynu “Fortune”, wiedział, że w końcu mu się udało! Od tej pory zaczął piąć się w górę szybką ścieżką. Zarządzał najszybciej rozrastającym się działem w firmie, i był jednym z garstki kandydatów do stanowiska prezesa.
– Nawet siebie zaskoczyłem! – powiedział mi. – Moja żona jako jedyna nie wydaje się być zaskoczona.

Czy ta strategia, rozwinięta w szkole podstawowej, wciąż dobrze mu służyła?
– Teraz, kiedy o tym wspominasz widzę, że zawsze się upewniam czy nie popełnię błędu, nawet w takich drobnych rzeczach jak sposób ubierania. Myślę zanim coś powiem. Chciałbym, żeby ludzie wokół mnie czuli się swobodnie. Wydaje mi się, że sam się kontroluję, żeby nie dać nikomu pretekstu do wytknięcia mi błędu. O to chodzi. Jestem uważny, żeby nie dać ludziom powodu do oceniania mnie, czy wyśmiewania się ze mnie.

Jego strategia działała w dużym stopniu. Ale czy były jakieś jej koszty?
– Cóż, wydaje mi się, że napotykam na koszt w postaci krążącej o mnie opinii – że jestem arogancki. Zaskakuje mnie to, ale zaczynam widzieć, skąd mogli na to wpaść… Może to być w mojej głowie, ten przymus bycia lepszym od wszystkich, który daje mi prawo do bycia wśród ludzi. Kolejna rzecz jest taka, że przez cały czas muszę być “uważny”. Nie mogę zawieść, nawet przez sekundę, bo w przeciwnym razie mogę się pośliznąć i powiedzieć coś, co będzie niewłaściwe. Tak naprawdę – to męczące.

Jego umysł był teraz w całości zaangażowany. Hank zdał sobie sprawę, że miał już dość potrzeby wyglądania przez cały czas doskonale.
– Jak bardzo chcesz to wszystko zmienić, Hank? Wydaje się to przecież działać. Czy warto to odpuścić?
– Jestem gotowy, ale przeraża mnie myśl o tym kim będę, jeśli przestanę starać się być idealny! No wiesz – zmienię się w jakiegoś potwora, czy coś?! Może to dobrze, że trzymam się w ryzach przez cały czas.
– Boisz się że co się stanie, jeśli odpuścisz?
– Nie wiem. Pewnie coś złego…

Zasugerowałem, żeby skonfrontował się ze swoim największym lękiem. W tym przypadku była to sytuacja, w której może wyjść na głupca przed swoim szefem, Benem. Postanowił odbyć z nim wyimaginowaną rozmowę, w której opowiedział, co się dzieje.
– Ben, muszę ci się do czegoś przyznać. Chodziłem wokół ciebie na palcach – w sumie to wokół wszystkich – przez długi czas, starając się zachowywać w bardzo poprawny sposób, żeby nie dać ci żadnego powodu do skrytykowania mnie. Chciałem wyglądać doskonale w twoich oczach i w oczach wszystkich.
– A teraz przejdź na fotel Bena i odpowiedz Hankowi…
Przesiadł się na fotel Bena i spojrzał na swoje miejsce.
– Hank, zawsze byłeś w porządku, to nie w tym problem. Problem polega na tym, że sprawiasz wrażenie, jakbyś zjadł wszystkie rozumy. Jesteś tak wyćwiczony, że nikt nie może wejść z tobą w relację! Wyglądasz na nadętego! Nie wiem, co się z tobą dzieje. Kto tam jest za tą idealną fasadą, Hank?
Znów zamienił się miejscami.
– Ben, jestem w tym miejscu taki samotny… i trochę przestraszony. Myślę sobie: a co jeśli on odkryje, że nie znam odpowiedzi? Albo: co się zdarzy, jeśli zawalę? Ciężko jest być ciągle na świeczniku.
Znów odezwał się Ben.
– Hank, po prostu sobie odpuść. Wiem, że nie jesteś przez cały czas idealny. Dla mnie to jest ok. Witaj w gronie ludzkości! Odkryłem, że od czasu do czasu chciałbym, żebyś coś zawalił – nie coś dużego – żebyś mógł poczuć, jak to jest. Oto najtrudniejsza rzecz, jaką chcę ci powiedzieć: jeśli nadal będziesz tak funkcjonował, wpłynie to na twoją karierę.
Patrzył twardo na “Hanka” i kontynuował.

– Twój perfekcjonizm prowadzi cię do prawdopodobnej porażki. Tak bardzo starasz się wyglądać dobrze, że zaczynasz wyglądać źle. Musimy cię rozluźnić.
Maska spadła i prawdziwy Hank przepełnił się głębokim smutkiem.
– John nie wiem jak przestać być doskonałym.
– A gdybyś nie chciał musieć być doskonałym przez cały czas, jaki chciałbyś być?
– Nie chcę musieć być przez cały czas doskonały i nie chcę też być niedoskonały.
– Jesteś doskonały, czy usiłujesz być doskonały?
– Zdecydowanie staram się być doskonały!
– Więc, kto usiłuje być dokonały? Kto w tobie podejmuje tak dramatyczny wysiłek, żeby być poprawnym?
Gdy Hank pomyślał, kto znajduje się za tą fasadą, kto się tak wysila, żeby dobrze wyglądać, mówić uważnie, ubierać się nienagannie, doszedł do bardzo prostej prawdy. Odłożył na bok wszelkie wysiłki…”To pewnie ja… Kimkolwiek jestem…”

Nagle uśmiechnął się i widocznie odprężył.
– Słuchaj, nie wiem co się dzieje, ale czuję się świetnie! Jakby mi ktoś zrzucił wielki ciężar z ramion. W tym momencie nie zależy mi na tym, czy widzisz mnie jako poprawnego czy nie.

Oczywiście, ta rozmowa został skompresowana na użytek tej książki. Jednakże podczas przebiegu kursu, Hank miał okazję poćwiczyć nowy, niewyreżyserowany sposób bycia. Odkrył, że da się wypowiadać bez uprzedniego przeżuwania kwestii dykcji. Nie musiał zwracać uwagę na to, co robi z rękami. Zdał sobie również sprawę, że nie musi świadomie ustawiać kierunku i wyrazu swoich oczu. Powiedział: “Święty Boże, nie wiedziałem, że robię to przez cały czas! Nie dziwię się, że byłem taki zmęczony! Tak dużo musiałem brać pod uwagę. A i tak nie działało! Kiepski żart…Ale co za ulga!”

Jego nowym celem stało się nie martwienie się o zmianę czegokolwiek w nim samym. Nie miał nawet próbować powstrzymać się od myślenia o zmienianiu czegokolwiek w sobie. To byłaby stara śpiewka. Musiałby więc uważać na coś nowego – usiłowanie bycia poprawnym! Mógłby robić sobie za to wyrzuty i znaleźć się z powrotem w tej samej pułapce.
Martwienie się o bycie poprawnym nie mogło się zmienić w jedną noc. Tak jak skóra węża – gdy nowa powłoka pod spodem jest gotowa, stara skóra po prostu naturalnie schodzi. Pierwszy krok oznaczał dla Hanka po prostu obserwowanie swojego wewnętrznego dialogu i praktykowanie dokonywania wyborów – co decyduje się w danym momencie zrobić.

Od czasu tej rozmowy, Hank miał wiele okazji do przetestowania tej nowej strategii – “być sobą i nie martwić się o efekt”. Odrzucił propozycję awansu w centrali, twierdząc, że “brzmiało to jak więcej tego, co już było” – a on chciał czegoś nowego.
– Dawniej, zaakceptowałbym ten awans bez mrugnięcia okiem. Byłaby to po prostu
nagroda za całą tę ciężką pracę. Ale tym razem zapytałem siebie, czego naprawdę chcę. I odpowiedź brzmiała: pozwolić rodzinie pozostać w miejscu zamieszkania, a dzieciom – ukończyć szkołę.
Jego decyzja zrobiła wrażenie na Benie, który skomentował ją później przy mnie. “Mieliśmy wobec Hanka wielkie plany. Wydaje mi się jednak, że lepiej mu będzie przez chwilę zostać tam, gdzie jest.”

Relacje Hanka ze współpracownikami i podwładnymi diametralnie się zmieniły, jak stwierdził on sam, oraz sami zainteresowani. Jego podwładni mówili coś w stylu: “nie wiem, co się tam wydarzyło, ale łatwiej nam teraz współpracować. Hank nie wydaje się być tak sztywny ani pewny siebie przez cały czas. To tak jakby stał się człowiekiem!”

Efekty w liczbach, w tym przypadku również okazały się pozytywne. Dział Hanka przekroczył wszelkie predykcje i to przez kilka lat z rzędu. To i tak mogło mieć miejsce, ale Hank wierzył, że to jego świadomość, nowe poczucie tego, kim naprawdę jest w głębi siebie i jego chęć bycia tym, kim jest, były znaczącymi czynnikami sukcesu. Twierdzi, że teraz, gdy nie zajmuje się bezustannym planowaniem jak zrobić na ludziach wrażenie, jest w stanie wyraźniej zobaczyć wiele rzeczy; a jego decyzje, zwłaszcza związane z ludźmi, są dużo bardziej właściwe.

Powyższy case study pochodzi z książki Johna Scherera pt. “Work and The Human Spirit”. Opisywane historie wydarzyły się na kursie EDI (Executive Development Intensive), który zaprojektował i prowadził John. W Polsce następcą EDI jest 3,5-dniowy kurs grupowy LDI (Leadership Development Intensive), prowadzony przez licencjonowanych trenerów Pathways.

Tłum. Dorota Kożusznik-Solarska

Comments are closed.