Kilka tygodni temu wyszukałam w szwajcarskiej ksiegarni pasjonującą książkę Karin Jironet pod tytułem “Female Leadership” – “Przywództwo Kobiet”. Daleka od rysowania wizerunku kobiety na obcasach, żonglującej zadaniami domowo-pracowymi, wyprzedzającej mężczyzn dzięki swojej wielodzielności. Daleka również od portretowania liderki matkującej, swoją opiekuńczością i emocjonalnoscią zapewniającej podwładnym milutki parasol; daleka od opisywania męskiej kobiety, która uwierzyła, że przetrwanie w świecie biznesu – zarządzanym tak w Holandii jak i w Polsce w ponad 90% przez mężczyzn – polega na udawaniu, że jest się dostatecznie męską. Pani Karin Jironet, jako terapeutka kobiet na najwyższych stanowiskach menedżerskich w Holandii, postanowiła opisać ich rozwój jako “Drogę przez Czyściec”. Nawiązując do “Boskiej Komedii” Dantego, prowadzi czytelnika przez kolejne opisy przypadków kobiet, które przewodząc innym popełniają jeden z siedmiu grzechów głównych. Następnie prowadzi nas przez drogę ich “odkupienia”, intensywnej pracy nas sobą, uzdrawiającej nie tylko dla ich otoczenia, ale przede wszystkim dla nich samych.
Nad bramami Czyśćca królują trzy kolory: biały, symbolizujący przyznanie się do tego, co się robi, czarny – żal i żałobę, która przychodzi wraz z uświadomieniem, i Czerwony – wlanie leczniczej miłości, która ocala.
W każdej pracy rozwojowej zaczynamy od dostrzeżenia tego, co “nie działa” lub nas ogranicza, albo też nikomu już nie służy czy wręcz działa destruktywnie. Przyznanie się do tego, że mechanizm jest w nas, a nie w szefie, trudnym pracowniku, okolicznościach, życiu w ogóle, to pierwszy krok do przyjęcia swojego życia takim, jakie jest; wzięcia za niego odpowiedzialności. Tyle mówimy o odpowiedzialności w pracy, o “accountability”, “responsibility”, “ownership”, “leadership”, mamy na nie mnóstwo eleganckich określeń. Jakże rzadko dotyczą one postaw, które są w nas; zimna i gniewna przywódczyni a la Królowa Śniegu, której boją się pracownicy, czy może chcąca za wszelką cenę być w centrum uwagi, próżna jak Paris Hilton szefowa, która dziwnym zbiegiem okoliczności zatrudnia tylko nieatrakcyjne podwładne. Obie osiągają świetne wyniki, ale “za kulisami” widać, w jaki sposób się to odbywa.
Jednakże samo intelektualne uświadomienie nie wystarczy. Po nim czas na skontaktowanie się z emocjonalnym wymiarem tego, co robimy. Jak twierdzi Verena Kast, bez emocjonalnego pierwiastka nie może zadziać się żadna realna zmiana psychiczna.Na tym etapie drogi najlepiej jest skorzystać z towarzystwa. Zwłaszcza, jeśli jest się typem Zosi Samosi.
Jak napisać o trzecim etapie – kolorze czerwonym – z punktu widzenia biznesu? Popularne portale głoszą “pokochaj siebie!” Nie chodzi tu jednak o rozpieszczanie i folgowanie sobie, nabywanie, reagowanie na wszystkie zachcianki i podążanie ślepo za swoim “bo tak chcę”. Pokochaj siebie to znaczy powitaj w pełni, obejmij, uściskaj. Uciesz się, że jesteś. Wybierz to, co ci służy, co dla ciebie zdrowe, co cię odżywia, a nie zjada.
Kilka dni temu na warsztacie „Przywództwo Kobiet” opowiadałam o duchowym Lenistwie. O zapędzeniu w pracę, która donikąd nie zmierza, nigdzie nie prowadzi, a jednak wypełnia całe dni, miesiące, lata; pory roku przemijają wyznaczane rytmem celów i ocen okresowych. O przychodzącej po jakimś czasie apatii, stanu, w którym wszystko wydaje się „niczym, jak tylko…”; kończą się małe cuda, nie rozwesela słowik ani pierwsze tchnienie wiosny. Niby nic się nie dzieje, a jednak nie sposób dodać coś więcej do kalendarza kobiety – pęka w szwach. Szare okulary przyrośnięte do nosa skupionego na ekranie, na dokumencie, na prezentacji, na klawiaturze, na telefonie, szybie samochodu.
Duchowe Lenistwo to jeden z siedmiu “grzechów” kobiet – przywódczyń. Polecam ku refleksji – pozostałe sześć.
Powodzenia w poszukiwaniach siebie.
Dorota Kożusznik-Solarska